śmierć? Jak na mnie?-<br>A więc wstajesz pobladły - i ku wielkiej zgrozie<br>Kobiety bezrozumnej, psa drżącego, luster<br>Wleczesz cień swój żałobny przez wszystkie pokoje? -<br><br>Widzę: idziesz. Wśród puszek z pokruszoną farbą<br>Odnajdujesz swój zydel, lęk swój przedwczorajszy,<br>Nawet pięść, która z nagła podbiła ci głowę,<br>Kiedy biegłeś ulicą - jak ptak - po omacku.<br><br>To jest piękno?... Zwątpienie?... A więc czujesz także<br>Czas, który w nas uderza aksamitnym skrzydłem?<br>Ciebie także radują zmierzchy pod oczyma,<br>Pokruszone kasztele, wklęsłe fiordy skroni?<br><br>Widzę: dźwigasz. Unosisz skamieniały pędzel,<br>Nie na płótna wysokość, na wysokość czoła,<br>Aby potem wstydliwym zasłonić uśmiechem<br>Tamte - wspomnij - po niebie rozwiane chorągwie.<br><br>A