Zaraz, poleżę sobie chwilę - rzekł niedbale Kajaki i skrzywił się boleśnie, próbując przełknąć ślinę.<br>- Drefisz?<br>- A guza?!<br>- Oni takie konie wyżarte, jak nam dosuną, to będzie kałakutas. Kajaki milczał.<br>- Ja trochę nawalam.<br>- I ja, jedry ich pałki - przyznał się wreszcie Kajaki. - Co on mówił, że po amerykańsku?<br>- Nie wiem.<br>- Wolałbym po staremu: na gruzałki, na kamienie albo na dziażki. Zza drzew ukazał się wolno i statecznie idący Zenuś. W lewej ręce niósł teczkę błyszczącą niklami, w prawej trzymał bukiet leśnych kwiatów. Udawał, że nie dostrzega wylegujących się pod dębem kolegów.<br>- Zenuś, chcesz zakurzyć? - krzyknął Polek. Chłopiec kroczył poważnie, odwróciwszy głowę w stronę