dziewiczość nienaruszoną ani jednym przekładem angielskim.<br>Niemiecka "Andorra" była w znacznym stopniu inną sztuką. Zagrano ją w odmiennym kluczu, głębiej, powściągliwiej, a przez to wymowniej. To nie jest nawet dziwne. Przypowieść Frischa o antysemityzmie, wystawiona w ostatnim sezonie przeszło 900 razy w półsetce teatrów niemieckich, dla widowni tych teatrów stanowi po trochu rachunek sumienia. Stawia ona i ilustruje<br><br><page nr=56> tezę, że wszystkie <orig>"antyzmy"</> są urojeniem, wmówieniem społecznym, które nie odpowiada żadnej rzeczywistości, żadnemu nieodpartemu determinizmowi. Andri nie jest Żydem, staje się nim, bo tak chce płaskie tchórzostwo, fałszywy wstyd jego ojca, bo tę sugestię ochotnie podejmuje i konsekwentnie wmawia w niego otoczenie. Ginie