wspiąłem, patrzę na kraj lasów, jezior i wzgórz u jej stóp, wśród których płynie kręta rzeka, wijąc się, jak gdyby go chciała opleść sobą z miłości, jedna z najpiękniej nazwanych rzek Polski, widzę na jej tle i na tle kraju nad nią najładniejsze przeżycie mojej młodości, którym był tamten "romans pocałunków". Bo był naprawdę romansem, który nie przekroczył granicy pocałunków. Aż dziw, co to były za czasy: dwoje płonących ku sobie dziewiętnastolatków całe dni sam na sam i - tylko pocałunki. I co by dzisiejszy seksuolog na to nie powiedział (a na pewno powiedziałby, że to nie wskazane), z mojej strony był