właśnie niskie zabudowania i szofer, Pers, wypatrzył jakiś karawanseraj, zajazd przydrożny, i zapytał po angielsku naszego opiekuna, pana Henryka Hadałę, czy aby już nie pora na posiłek, i skinienie głową uznał za znak przyzwolenia, i zjechał na pobocze, i zatrzymał autobus,<br>wyskakiwaliśmy z niego wprost w żar i spiekotę, które podczas jazdy łagodził przewiew, bo pouchylaliśmy okna, a teraz upał przygniótł nas niemal do ziemi, więc czym prędzej weszliśmy pod dach i siadaliśmy na matach przy niskich stolikach, na których wkrótce pojawiły się miseczki z gęstym baranim gulaszem i czarki z ryżem, i płaty melonów, i owoce granatu, i szalki gorącej