Polował na jelenie, łowił pstrągi w górskich strumieniach. Strzelał w wodną taflę z karabinu lub granatnika, a jego żołnierze wyciągali gołymi rękami ryby, gdy ogłuszone wypływały na powierzchnię. "Lubię ryby - mawiał. - Ale nie mam cierpliwości sterczeć godzinami z kijem nad wodą". Czasami, choć coraz rzadziej, urządzał dla specjalnych gości biesiady, podczas których jego żołnierze podawali im rosyjską wódkę i afgański haszysz. "Stare dobre czasy" - mruczał wówczas z rozrzewnieniem rozparty na poduszkach, zaciągając się skrętem. Przyjęcia odbywały się na wielkim, drewnianym tarasie, z którego rozpościerał się widok na zgniłozieloną dolinę, otoczoną ciemniejącymi z godziny na godzinę górskimi szczytami. <br>Miał jedenaście lat, kiedy