bo kiepsko.<br>Była szósta rano. Zamglony świt martwo jaśniał w mieszkaniu. Lucjan dosypiał noc lekką, ranną drzemką. Z daleka jakby słyszał szeptem prowadzoną rozmowę, jednak, przy melancholijnie wypowiedzianych słowach: "Oj, kiepsko jest, bo kiepsko" - odwrócił się w stronę pokoju, odchylił głowę i spojrzał tam. Mieciek leżał na kanapie z rękami podłożonymi pod głowę. Obok, na krześle, siedział różowy blondynek w krótkim kożuszku, z czapką na kolanach. Miał może z dziewiętnaście lat, a jego piękna, chłopięca twarz jeszcze bardziej podkreślała bryłowatą gębę Miećka. Lucjana opuściło pragnienie snu, uzyskał wygodną pozycję, aby .przyglądać się i przysłuchiwać tym dwóm.<br>Mieciek usiadł, przeciągnął się i