twarz wsparł, a właściwie przylepił do bocznej szyby, jakby chciał się wydostać na zewnątrz. Wchodził w kobietę rytmicznie, potem przerywał, rozcierał łydkę; najwidoczniej łapał go kurcz, nie mógł znaleźć właściwej pozycji. Kiedy skończył, położył się na niej, jego głowa spoczywała teraz koło jej głowy, na dywaniku. Ciało przez chwilę jeszcze podrygiwało jakby w agonii. <br><br>Wnętrze kobiety przypominało pustynny kamień, różę wiatrów. Wycierałem podkoszulkiem obłok pary na szybie i wpatrywałem się w linię bioder, we wgłębienie między zewnętrzną stroną uda a brzuchem, w miejsce, gdzie uda przechodzą w pośladki, w oddzielającą je najpierw ciemną, potem czerwonawą linię. Obserwowałem, jak kobieta się zamyka