proszę darować, że powracam do... ale, jak myślę o trudnościach związanych z ukrywaniem, leczeniem mego ojca... chciałbym chociaż symbolicznie, a jednak konkretnie... <br>- Opatrzność, mój synu... Ludzie pomogli. Doktor, on tu zachodził... przez kościół. - Śmieje się. - Choć niedowiarek... a tu nagle zrobił się pobożny. Bezinteresownie... Już dawno nie żyje. <br>- No a... pogrzeb... trumna? <br>Proboszcz sięgnie po fajkę. Zapali i zza wałów dymu obronnego: <br>- Szubadko pomógł. Przyszedł z kimś, kogo nie znałem. Był oczywiście ojciec naszego "handlarza", ówczesny kościelny... On dzwonił, jakeśmy szli przez kościół późnym wieczorem na cmentarz... jak kiedy do chorego idzie kapłan z Panem Bogiem... Synu, godnie było, godnie... <br>I