W sekretariacie ten sam niewysoki, młody ksiądz przy zawalonym aktami stole. Podając mu kopertę, głosem mocno zadyszanym spytałem, kiedy mogę, liczyć na odpowiedź. Nic nie odrzekł, aż dopiero wyjąwszy list z koperty i przybliżywszy do oczu krótkowidza, opatrzonych grubymi<br> szkłami, wstał i zakomunikował mi, że mogę się zgłosić po nią pojutrze.<br>- Na wszelki wypadek proszę jednak do mnie przedtem zadzwonić - rzekł. - Żeby się niepotrzebnie na ten upał nie fatygować. Oto mój numer bezpośredni.<br>Wypisał mi go. Podprowadził do drzwi. Wyciągnął rękę na pożegnanie. Pamiętny wskazówek Campillego, że trzeba naciskać, rzekłem:<br>- Za parę dni ksiądz zamyka swoje biuro, ja zaś, jak ksiądz