wstrzymywałem się przed daniem własnego świadectwa. Przecież czyniłem to ze strachu. Właśnie przed tym, że jak będę pyszczył i się stawiał, to zostanę potraktowany z całą bezwzględnością. I diabełek, niczym w prologu do Księgi Hioba, załatwi u Pana Boga zgodę na lekkie doświadczenie mnie, czy to cierpieniem, czy pokusą. I pokaże Panu Bogu, że żaden ze mnie mąż sprawiedliwy, tylko zwykły farciarz, potwierdzający prawdę wyartykułowaną kiedyś przez Friedricha Nietzschego: że człowiek jest religijny wówczas, gdy mu się po prostu dobrze wiedzie. Racja. I diabełek udowodni, że wystarczy lekka pokusa, szlabanik na aniołków stróżów, i już moralista Andrzejek rzuca wszystko, co tak