Typ tekstu: Książka
Autor: Szklarski Alfred
Tytuł: Tomek w krainie kangurów
Rok wydania: 1995
Rok powstania: 1957
trawę, co na jedno wychodzi.
Przez jakiś czas jechali galopem. Ptaki mające około dwa metry
wysokości wyciągały swe długie szyje i wystawiwszy małe głowy,
upierzone na czubku, spoglądały na zbliżających się jeźdźców. Obydwaj
łowcy przygotowali lassa. Zaledwie jednak przybliżyli się do strusi na
kilkadziesiąt metrów, ptaki z pośpiechem ruszyły na północ.
- Szkoda, że nie zabraliśmy soli! - zawołał bosman.
- Do czego by się nam przydała sól? - mruknął Tomek, pochylając się
na szyję pony.
- Moglibyśmy posypać ją emu na ogony! - roześmiał się marynarz. -
Popatrz, jak uciekają!
Strusie z wyciągniętymi szyjami biegły w kierunku północnym.
Odległość między nimi a łowcami zwiększała się z każdą
trawę, co na jedno wychodzi.<br> Przez jakiś czas jechali galopem. Ptaki mające około dwa metry<br>wysokości wyciągały swe długie szyje i wystawiwszy małe głowy,<br>upierzone na czubku, spoglądały na zbliżających się jeźdźców. Obydwaj<br>łowcy przygotowali lassa. Zaledwie jednak przybliżyli się do strusi na<br>kilkadziesiąt metrów, ptaki z pośpiechem ruszyły na północ.<br> - Szkoda, że nie zabraliśmy soli! - zawołał bosman.<br> - Do czego by się nam przydała sól? - mruknął Tomek, pochylając się<br>na szyję pony.<br> - Moglibyśmy posypać ją emu na ogony! - roześmiał się marynarz. -<br>Popatrz, jak uciekają!<br> Strusie z wyciągniętymi szyjami biegły w kierunku północnym.<br>Odległość między nimi a łowcami zwiększała się z każdą
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego