to, co znowu śniłam dzisiaj, to chyba nie jest pozbawione znaczenia. Czerwone maki na żółtym piasku. Sen z głębokiego dzieciństwa. Więc dalej, dalej, póki nie zamąci się tamto przeczucie, tamten czas. Dalej w zawiłe układy stron lewych i prawych. Dolnych, górnych lub zgoła zaplątanych w inny wymiar. Wedle tego, jak pomału budował się mój świat, zajmując przestrzenie po lewej i po prawej, i przestrzenie poza przestrzeniami, nieubłaganie wielostronne. <br>A pamięć podpowiada, że powinny być róże, a nie maki. Ale to na jawie. Róże zza mojego łóżka. Kiedy leżę przy siatce, jest przede mną sznurowa krata, za mną jedwabista tapeta, kremowa jak