południu zaczęto się zjeżdżać na eksportację. Wszędzie naokoło domu, nawet w alejach sadu stały bryczki, powozy i dorożki. Konie leniwie podnosiły głowy i rwały liście z drzew, aż gałęzie podskakiwały w górę. Karawan, zbudowany z desek na rozworach drabiniastego wozu, obity czernią i zaprzężony w sześć siwych koni, zbliżał się pomału od podwórza. <page nr=260> Był tak wysoki, że gałęzie drzew ocierały się z chrzęstem o jego wierzch. Czarno ubrani panie i panowie błąkali się grupkami dokoła zajazdu, siedzieli na ławeczkach pod kasztanami, wchodzili do domu, wychodzili. Miejscowi ludzie podawali jeden drugiemu zarządzenia dotyczące sformowania orszaku. Agnisia i Emilka nie wiedziały, kto je