zmęczył, strzelał. Siedemnastoletniego Mundzia Weitza zakatował, bo nie miał żydowskiej opaski. Izia Eisenstaba, bo nie zdjął przed nim jarmułki. Dziesięcioletniego chłopca, bo siusiał pod ścianą. Mensinger, dwadzieścia dwa lata, folksdojcz z Jugosławii, wychowany w wierze ewangelickiej, chodził regularnie do kościoła i śpiewał w chórze. Po skończeniu sześciu klas pracował jako pomocnik w piekarni swego ojca. Mensinger, du bist ein Held, powiedział Hildebrand, kiedy Mensinger wspólnie z Semmerem wystrzelał osiemdziesięcioro dzieci w borysławskiej rzeźni. Przedtem służył we Lwowie na Janowskiej. Niski, szczupły, miał metalowy ząb i ciągle się uśmiechał. Hildebrand, syn inkasenta sądowego spod Bremy, subiekt, później kierownik biura, lat czterdzieści, też