sakiewkę z paska, pochyliła się nad Yirrelem.<br>- Angouleme.<br>- Co?<br>- Zostaw.<br>- Dlaczego niby? To zdobycz! Masz za dużo pieniędzy?<br>- Angouleme...<br>- Hej, wy - rozległ się nagle dźwięczny głos. - Pozwólcie no tu.<br>W otwartych wrotach baraku, będącego magazynem narzędzi, stało trzech mężczyzn. Dwaj byli krótko ostrzyżonymi osiłkami o niskich czołach i niezawodnie niskim pomyślunku. Trzecim - tym, który ich okrzyknął - był niezwykle wysoki, ciemnowłosy, przystojny mężczyzna. <br>- Niechcący słyszałem rozmowę, która poprzedziła zajście - powiedział mężczyzna. - Nie bardzo chciało mi się wierzyć w zabicie wiedźmina, myślałem, że to czcze przechwałki. Teraz już tak nie myślę. Wejdźcie tu, do baraku.<br>Angouleme słyszalnie wciągnęła powietrze. Spojrzała na wiedźmina i