Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Też nie znałem.

Do cmentarza na Zwierzyńcu było daleko. Szliśmy przez plac Basiejny, Szpitalną, Staro-Nawodnicką...

Śnieg walił dużymi płatami i kładł się grubą warstwą na futrzanych czapkach.

Po powrocie do domu zastałem wuja Benedykta, który i w tym roku również przyjechał na "kontrakty". Uważał, że matka wygląda znakomicie, a ponieważ schudła i z polecenia profesora Zielińskiego nosiła specjalny gorset, miała figurę młodej kobiety.

- No, widzisz... A Marysia i Aniela dały już za wygraną i chciały wyprawić mnie na tamten świat. Właściwie to, że żyję, mam do zawdzięczenia moim dzieciom.

- Wcale nie! - zawołałem zawstydzony. - To ojciec!

Wuj przywiózł różne wieści z
Też nie znałem.<br><br>Do cmentarza na Zwierzyńcu było daleko. Szliśmy przez plac Basiejny, Szpitalną, Staro-Nawodnicką...<br><br>Śnieg walił dużymi płatami i kładł się grubą warstwą na futrzanych czapkach.<br><br>Po powrocie do domu zastałem wuja Benedykta, który i w tym roku również przyjechał na "kontrakty". Uważał, że matka wygląda znakomicie, a ponieważ schudła i z polecenia profesora Zielińskiego nosiła specjalny gorset, miała figurę młodej kobiety.<br><br>- No, widzisz... A Marysia i Aniela dały już za wygraną i chciały wyprawić mnie na tamten świat. Właściwie to, że żyję, mam do zawdzięczenia moim dzieciom.<br><br>- Wcale nie! - zawołałem zawstydzony. - To ojciec!<br><br>Wuj przywiózł różne wieści z
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego