dżumy!<br>Chabotowi nie chciało się brać udziału w tej przepojonej emocjami dyspucie. Muzycy skończyli grać, spakowali instrumenty i zmierzali gęsiego do przystani. Popatrzył na De-de wesołą już, chichoczącą z "tą głupią Angielką", i poszedł do Stiebla. Mistrz przechylił głowę na bok, wydawało się, że śpi.<br>- Doktorze, doktorze! - krzyknął Chabot popychając fotel ku światłu.<br>Schwind natychmiast przypadł do chorego.<br>- Zasłabł, normalne, pierwszy dzień na powietrzu. - Sięgnął po butelkę z amoniakiem. - Ingooolf! Zabrać żywo pana na górę i położyć!<br>Słońce zaszło, było szaro i zacisznie, powierzchnia wody wygładziła się zupełnie, nabierając ołowianych odcieni. Chabot, któremu wypełniony ponad wszelką miarę żołądek podchodził do