obrzucony kamieniami, ścigany aż za San. - <foreign>Szajgiec, szajgiec</>! - wołano długo na tamtym brzegu, dopóki nie zniknął im z oczu, uciekając drogą na Rozwadów.<br>W Rozwadowie, dokąd przybył przed północą, musiał przesiedzieć do rana w poczekalni na dworcu. Pociąg do <page nr=422> Warszawy zapowiedziano na siódmą z minutami. Siadł więc na ławce, a potem, gdy sala opustoszała, wyciągnął się i zdrzemnął.<br>Obudził go świst lokomotywy i łoskot za oknem. Poderwał się na myśl, czy to aby nie jego pociąg, i pobiegł do drzwi, by sprawdzić - i tu w ciemnawym przejściu, gdzie światło dnia biło w oczy, ktoś go złapał w ramiona.<br>- Szczęsny!<br>Odwrócił tego ktosia