pięć mówiła ta pani, a potem mikrofon przejął profesor, który przyszedł jeszcze przed świtem i zajął miejsce w pierwszym rzędzie. Jedyne, co mnie pocieszało, to to, że siedzę tuż za nim, więc na pewno mnie widać. Przybrałem więc marsowy wyraz twarzy, gotów odpowiedzieć na najtrudniejsze pytanie tego świata i mrugnięciem pozdrowić ciocię.<br>Miła panienka już, już podsuwała mi mikrofon, ale niestety: dwoje młodych niesubordynowanych osobników, którzy w życiu zapewne robią coś ważnego, ale ja znam ich tylko z telewizji, rozpoczęło swój własny show, skacząc po ławkach, i zupełnie odsunęło mnie w cień. Wykorzystałem ten czas, myśląc o kolejnym felietonie, a potem