Typ tekstu: Książka
Autor: Bratny Roman
Tytuł: Kolumbowie - rocznik 20
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1957
nieruchomo. Podniósł swoje wiadro i powoli cofnął się do bramy, ku nim, ciągnąc nogę za sobą. Gdzieś od przeciwległej strony nadbiegły sanitariuszki z noszami. W tym momencie granatnik stuknął powtórnie.
- Wracamy! - Olo obejrzał się na Bogorię. Ale on, wysoki, chudy, uśmiechnął się tylko długimi zębami.
- Przyszedłem po wodę - mruknął na pożegnanie i ruszył środkiem placu. - Idiota! - zawołał Olo. - Idiota! - powtórzył. Był to już nie ten czas, kiedy biegło się do szturmu, no i inna, do cholery, sprawa: wiadro wody.
Bogoria był już na środku placyku. Sanitariuszki biegiem unosiły nosze. Te same sanitariuszki?" - zastanowił się Olo.
Ze złością obserwował tyczkowatą postać Bogorii
nieruchomo. Podniósł swoje wiadro i powoli cofnął się do bramy, ku nim, ciągnąc nogę za sobą. Gdzieś od przeciwległej strony nadbiegły sanitariuszki z noszami. W tym momencie granatnik stuknął powtórnie.<br>- Wracamy! - Olo obejrzał się na Bogorię. Ale on, wysoki, chudy, uśmiechnął się tylko długimi zębami.<br>- Przyszedłem po wodę - mruknął na pożegnanie i ruszył środkiem placu. - Idiota! - zawołał Olo. - Idiota! - powtórzył. Był to już nie ten czas, kiedy biegło się do szturmu, no i inna, do cholery, sprawa: wiadro wody.<br>Bogoria był już na środku placyku. Sanitariuszki biegiem unosiły nosze. Te same sanitariuszki?" - zastanowił się Olo.<br>Ze złością obserwował tyczkowatą postać Bogorii
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego