tę! srebrną - powiedziała zbielałymi ze złości wargami. <br>Potem rozkładała i przekładała serwetki próbowała coraz to innych <orig>kombinacyj</> nakrycia, mówiąc nieustannie, uśmiechając się do lustra, co chwila całując w głowę Władysia - ze współczuciem i z żałością, jak człowieka, o którym wiadomo, że niedługo umrze. W oczach Haliny - najpierw zestraszonych i czułych, później pełnych <page nr=57> zdumienia - ukazał się mrok. Zesztywniała w swoim honorowym fotelu, umilkła, na pytania odpowiadała monosylabami. Nastrój zapanował jak na five o'clocku w ambasadzie - najbardziej jałowa grzeczność, ani jednego odruchu, same nieosobiste gesty. Ten uścisk, ten serdeczny uścisk, po który Halina przyszła do matki ukochanego - straszył jak widmo. Wszyscy czuli, że