Machnął ręką i pojechał dalej.<br><br>Uciekłam na łąki. Dziewczyny pasły krowy i rzewnie po ukraińsku śpiewały. Może znacie jakiegoś gospodarza, któremu potrzebna pastuszka? - spytałam. Dowiemy się, przyjdź jutro, powiedziały. A do jutra było daleko. Ściemniło się i zaczął padać deszcz, krowy poszły do obór. Przykucnęłam pod krzakiem, mokra ziemia nie pozwalała mi się położyć. Ani jedna gwiazda nie zaświeciła, ani jeden pies nie zaszczekał, tylko ciemność i głuche milczenie, jakby już nikogo nie było na świecie, ni człowieka, ni Boga.<br><br>Gospodarz był policjantem. De twoja maty? - zapytał. Już osiem miesięcy, jak nie żyje. A de bat'ko? Przepadł bez wieści. Gospodarz miał