nimi żadnego przejścia, żadnego pokrewieństwa: trzy białe, wysokie, wielopiętrowe drapacze chmur, osłonięte z jednej strony rzędem smukłych, obcych w tym krajobrazie włoskich topoli - w bliskim sąsiedztwie gromady parterowych lub jednopiętrowych domów wśród niskich drzew o koronach szerokich, pewnie oliwek, fig i orzechów. Domy kryjące się w cieniu niskich drzew były pradawne. Były mocno zrośnięte z ziemią i przyrodą, powstały z niej. A te wielkie gmachy wydawały się zjawiskiem nie z tego świata, jakby przeniesione <orig>skądsiś</> i ustawione tu na siłę. A raczej na próbę. To o czym myślałem, patrząc na przybliżające się osiedle, nie miało nic wspólnego. ani ze sztuką, ani