radość, że tyle się zapamiętało, że tyle śmiecia nosi się w sobie.<br>Siedzę ze Sławkiem w "Konsulu", oczywiście w ogródku, bo wnętrza wszystkich warszawskich knajp śmierdzą niemożliwie odświeżaczami do kibla. Kelnerka przynosi nam bułgarskie brandy, colę, palimy marlboro. Tak! Wszyscy jeszcze palimy!<br>Oczywiście, że nie tak sobie wyobrażałem tego szermierza prawdy, rycerza niezłomności, nowojorczyka. Jest mały i drobny, ubrany w granatowy, dopasowany garnitur z przykrótkimi na amerykańską modłę rękawami i nogawkami. Ma zaczesane na bok blond włoski i niewinne błękitne oczy niczym jakiś cherubinek. Nie wygląda na faceta, który posługuje się najcięższą polemiczną artylerią. Na policzku myszka wielkości pięciozłotówki, która nie