słyszał, był dla niego głosem nadziei przeciwko nadziei, pragnieniem cudu. Gdyby postąpić o krok dalej, można by zapytać, jak to czynili katolicy zwalczający modernistów, co nas upoważnia do zaufania temu głosowi. Jeżeli "świat w złem leży" i my sami jesteśmy aż do dna skażeni, kłamiąc bez ustanku, to czy mamy prawo wierzyć, że głosy, jakie w sobie słyszymy, i całe doświadczenie wewnętrzne nie jest również naznaczone kłamstwem? Czy ocalać religię przez odwoływanie się do uczuć dźwigających się z ciemności, jaką jest każda dusza ludzka, nie jest zadaniem zbyt ryzykownym? Czy pewien narzucony przez rozum ład nie jest bardziej godny polecenia niż