wie pan, jak to...<br>- Nic nie wiem - odburknął piekarski - musimy teraz znaleźć jakiegoś mechanika. Janek, siadaj za kierownicą, ja poprowadzę drugi wóz, bo ten orzeł gotów jeszcze silnik zatrzeć. .<br>Ruszyli noga za nogą, powolutku i ciągnęli tak dobre kilkanaście kilometrów. Piekarski klął przy kierownicy, bo zdawał sobie sprawę, że cały precyzyjnie obmyślony plan może wziąć w łeb. Trzeba było ratować go za wszelką cenę.<br>Wreszcie wjechali między zabudowania jakiegoś miasteczka. Zapadał już wieczór, rozbłysły pierwsze światła w oknach. Piekarski zwolnił jeszcze i rozglądał się uważnie. Dostrzegł to, czego szukał, małą szopę ogrodzoną siatką i wielki, dumny napis - Antoni Walendziak. Mechanika Pojazdowa