Typ tekstu: Książka
Autor: Kowalewski Włodzimierz
Tytuł: Bóg zapłacz!
Rok: 2000
usiłował rozżarzyć węgle w okrągłym, sterczącym kominku, z którego za każdym dmuchnięciem wywalały się kłęby szarego dymu.

Zobaczywszy Irka, uśmiechnął się tylko cierpko i nie przerywał swojego zajęcia. Samowar stał na wolnym kawałku stelaża podtrzymującego aparaturę. Jego pękata staroświeckość, jakby żywcem przeniesiona z Wujaszka Wani bądź Wiśniowego sadu Czechowa, osobliwie prezentowała się w sąsiedztwie trzech niewygaszonych ekranów, centralnej klawiatury, szeregów zielonych i żółtych diod kontrolnych.
- No i co pan tak patrzy, panie Ireneuszu? Co pan patrzy? - doktor zamknął pokrywkę, odwrócił się do lustra i zaczął sobie coś wyciskać spod nosa. - Czy ja już nie mam prawa choć do krzty melancholii? Śmieszy pana
usiłował rozżarzyć węgle w okrągłym, sterczącym kominku, z którego za każdym dmuchnięciem wywalały się kłęby szarego dymu. <br><br>Zobaczywszy Irka, uśmiechnął się tylko cierpko i nie przerywał swojego zajęcia. Samowar stał na wolnym kawałku stelaża podtrzymującego aparaturę. Jego pękata staroświeckość, jakby żywcem przeniesiona z Wujaszka Wani bądź Wiśniowego sadu Czechowa, osobliwie prezentowała się w sąsiedztwie trzech niewygaszonych ekranów, centralnej klawiatury, szeregów zielonych i żółtych diod kontrolnych.<br>- No i co pan tak patrzy, panie Ireneuszu? Co pan patrzy? - doktor zamknął pokrywkę, odwrócił się do lustra i zaczął sobie coś wyciskać spod nosa. - Czy ja już nie mam prawa choć do krzty melancholii? Śmieszy pana
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego