światła dnia, te sztuczne i naturalne błyski, flesze, refleksy, Miłka dalej pozostałaby taka świecąca, że będzie się jarzyć światłem nie pożyczonym, ale pochodzącym z jej własnego źródła. Może to światło w niej brało się właśnie z poczucia odrębności, tylko tak mogło się rozwijać, w ciągłej przymusowej izolacji, niepodzielone, nierozdrobnione, niezerwane przedwcześnie. <br>Patrzyłem, jak światło za nią podąża, nie chce się z nią rozstać, odsłania na moment ocienione miejsca w domu, półki, szafy, ściany o tej porze tkwiące już w godzinach wieczornych, jak w nim wirują drobinki kurzu, które nagle budzą się do życia, kiedy Miłka ścieli łóżko, poprawia zasłony na karniszach