do obozu,<br>gdzie bardzo smutny żywot wiodła.<br><br>Indian los także spotkał srogi,<br>bo Pedro, nasyciwszy chucie,<br>zapragnął swoich dawnych uciech<br>i wyrżnął niemal co do nogi.<br>Rzecz jasna, z Pedrowego ziarna<br>nie wzeszła żadna Tlantli, ale<br>na świecie się pojawił Carlos -<br>obiecujący wcale malec.<br>Ledwo się mu wyrżnęły ząbki,<br>zaczął przegryzać mamkom sutki.<br>Później ukręcać ptaszkom łebki<br>pasjami lubił szkrab malutki.<br>Kiedy ukończył zaś dwa latka,<br>trafiła mu się wielka gratka,<br>bowiem mu ojciec do zabawy<br>przywiózł z wyprawy głowę dziadka.<br><br>Mimo iż półkrwi Indianinem,<br>był Carlos Pedra godnym synem,<br>Carrambów ród zaś rósł w potęgę.<br>Wertując heraldyczną księgę<br>najstarszych rodów