i od lodowni do szafy z likierami, wreszcie, pchnięty głośniejszym przekleństwem lub szturchańcem, chwytał za szklankę i toczył piwo, ale tak bez miary, że znów szturchańce i przekleństwa wstrzymywały go od bezmyślnej roboty. Jakby przez mgłę, dostrzegł, że jakiś czarny kłąb wpadł do bufetu na coś białego i bił, i przeklinał, aż to białe zaczęło skomleć, a kasjer zerwał się z krzesła i krzyknął: "No, no! panie Teodor! Dajże mu pan już spokój!" Ktoś w białym tłumie powiedział głosem pełnym oburzenia: "Co za drań z tego Teodora!" Wtem pipa zasyczała niesamowicie, rzygnęła pianą i kwaśnym gazem - piwo się skończyło! Romek ogłupiały