ręką, coraz bardziej zły. <br>- Zastanawiam się - wypalił - czy cię w imię Stwórcy nie pożegnać. Tu, zaraz. Abyśmy rozeszli się, każdy w swoję stronę. Bo doprawdy nie wiem, w czym możesz mi się przygodzić. Boję się, że w niczym. <br>Szarlej spojrzał na niego znad kufla. <br>- Przygodzić? - powtórzył. - W czym? Łatwo się przekonać. Krzyknij: "Pomocy, Szarleju!", a pomoc będzie ci dana. <br>Reynevan wzruszył ramionami i odwrócił się z zamiarem odejścia. Potrącił kogoś. A ten ktoś uderzył jego konia tak mocno, że koń kwiknął i cisnął się, obalając go w gnój. <br>- Jak chodzisz, żłobie? Gdzie z tą chabetą? Tu jest miasto, nie twoja zafajdana