identyfikuję małą Saru Sa - małpią wyspę leżącą u wejścia do bazy. W porządku. Walę do Yokosuka, jeśli nie starczy dnia, stanę na kotwicy pod "małpami" i będę czekał do świtu. Małpy... niech to.<br> Dnia szczęśliwie starczyło, ale nahalsowałem się do wiwatu. Przed zachodem słońca, trzymając rumpel w jednej, a strzępy przemoczonej mapy w drugiej garści, mijam betonowy cypel z lotniskiem helikopterów, potem niski falochron, przez który fale przechodzą jak dzieciarnia przez płot sadu. Potem manewrując, pod samym tylko grotem, wśród boi i jachtów (dobra robota), dobijam do pomostu. Cóż za ulga i jakież zacisze. Rozglądam się wokół - dotąd zajęty byłem absolutnie