piasku, wkładając pod głowę zwinięty płaszcz. Milva zabierała się już do zmiany przemoczonego krwią prowizorycznego opatrunku, gdy poczuła na ramieniu rękę i zwęszyła znajomy zapach piołunu, anyżku i innych ziół. Regis, swoim zwyczajem, zjawił się nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd. <br> - Pozwól - powiedział, wyciągając ze swej przepastnej torby medyczne utensylia i instrumenty. - Ja się tym zajmę.<br>Gdy cyrulik odrywał opatrunek od rany, Jaskier zajęczał boleśnie. <br> - Spokojnie - rzekł Regis, przemywając ranę. - To nic. Trochę krwi. Tylko trochę krwi... Ładnie pachnie twoja krew, poeto. <br> I właśnie wówczas wiedźmin zachował się w sposób, jakiego Milva nie mogła oczekiwać. Podszedł do