rosły jakieś rozłożyste krzewy. Zaledwie przebiegł kilkadziesiąt kroków, gdy nogi ugrzęzły mu w kleistym błocie, a ziemia zaczęła uginać się pod nogami. Zauważył, że pies przeskakuje z miejsca na miejsce ostrożnie, wyszukując kęp, na których trawa była wyższa. Hałas na drodze rósł, nie było czasu się cofać. Zaczął więc również przeskakiwać z kępy na kępę, badając ich twardość kijem.<br>I tak Kalias, nie wiedząc o tym, znalazł się na słynnych błotach pontyjskich. Pod drzewami, do których dotarł utrudzony i zamazany błotem, było dość sucho, zgarnął zeschnięte liście i położył się. Chłodne, wilgotne powietrze przenikało przez płaszcz i tunikę. Było mu zimno