smyczą. Liska złościła się, próbowała przegryźć pnącze, lecz igiełkowate kły nie na wiele się przydawały, a porządnych zębów jeszcze nie miała.<br>Dotarliśmy do murów. Skróciłem Lisce smycz. Pożeracz Chmur, zgarbiony, krył się za kamienną ścianą, spoglądając tylko ostrożnie, jednym okiem, nad wyszczerbionym szczytem.<br>"Nie ma go. Idę dalej" - przekazał i prześlizgnął się sprawnie na drugą stronę. Obserwowałem przez wyrwę w murze, jak na ugiętych łapach podchodzi do lśniącego stosu. Nie przebierając, nabrał do pyska pokaźną porcję złotniczych wyrobów i nie zwlekając, zawrócił. Wszystko szło gładko, do momentu, gdy przełaził z powrotem. Właśnie tę chwilę wybrała Liska, by ugryźć mnie w palec. Znudzona