I drzewom białych czupryn coraz to dokładał,<br>Ślepił oczy i łechtał podbródek i nos,<br>I fruwał - i tkwił w próżni - i bujał i padał.<br><br>I pamiętam ów niski, wpół zapadły dom,<br>I za szybami włóczek różnobarwne wzory.<br>Kto tam mieszkał? Pytanie - czy człowiek, czy gnom?<br>Byłem dzieckiem. Śnieg bielą zasnuwał przestwory.<br><br>Dotknąłem dłonią szyby, mimo strachu mąk,<br>I uczułem ślad hojny, niby czarów zbytek.<br>Tą dłonią dotykałem mych sprzętów i ksiąg<br>I niańki, by ją oddać na baśni użytek...<br><br>Serce marło, gdym w dłoni unosił ten ślad<br>W ciszę śniegu, co prósząc, weselił się w niebie.<br>Śnieg ustał - i minęło odtąd