by mi przeszkadzało. Nie, żadnych uszkodzeń!<br>Schodziłam więc bez oporów, ściskając w ręku plastykowy worek, w dół i w dół, i w dół. Po drodze zdołałam zauważyć, że znajdujemy się w tej większej, okrągłej wieży. Wszelkimi siłami pilnowałam, żeby nie stracić poczucia kierunku, chociaż kręcone schody wybitnie mi w tym przeszkadzały. Policzyłam stopnie jednego biegu pomiędzy podestami.<br>Nowocześnie wyposażony zamek skończył się już dawno i to coś, w czym się znajdowałam, w pełni zasługiwało na miano lochów. I to lochów mocno zaniedbanych. Gorylowaci faceci z trudem otworzyli jakieś drzwi, myślałam, że ujrzę wreszcie moją celę, ale dalej był mały korytarzyk i