nie czuć i nie wiedzieć, nie myśleć <page nr=37> i tego żalu okrutnego, krwawego nie mieć o krzywdę tego dziecka. I konsylium było, i operacja była, i profesor z Moskwy sprowadzony, i gardziołko - podlecy - przecięli, tracheotomię zrobili, i nie ma, nie ma nadziei! Kaziuczek ten leży, oczki coraz głębiej podchodzą pod czoło, przewracają się w tył, bieleją... I ja widzę to wszystko. I ja nic nie mogę. A ty - ojciec. Ja do ciebie: "Adam! Ratuj, bo oszaleję. Ratuj dziecko - deski, proch będę całować, po których chodziłeś". A ty? No... a cóż ty mnie na to? Głowę tak, ot, po fryzjersku, jak teraz, zwiesiłeś i