Kare, kasztany i siwe konie, konie, koniki...) <br><br>Snadź oszalały spętane! (Kto by to mógł pomyśleć...) Wiatr w pyskach niosą jak siano, płyną łąką ku Wiśle. <br><br>(Niech na wieś biegnie stajenny!) <br>- Ludzie, ratunku, ludzie.... (Lampę na ganek wystawić i służbę trzeba zbudzić.) <br><br>Obie wznosiły ramiona, to znów cicho płakały... schylały twarze przyćmione i ciała dotykały... <br><br>A jemu jeszcze się śniło, <br>- wiatraki gwiazdy mielą, i młynarz na skrzydłach wisi, niby Jezus w kościele... <br><br>I Wisły piaszczystą drogą (po co płacz i bieganie?) kare, kasztany i siwe płyną prosto do stajni. <br><br>Siostra szeptała: Grzegorzu... Chciała powieki mu wznieść... A matka szlochała: - Grzesiu, Grzegorzu, Grzesiu