razem zdawało się, że już wszystko stracone. Hubert nasunął kapelusz na głowę i zgarnął lejce. <br>- Ehe, paniczu, będzie już ze trzy miesiące, jak Joanna Zegadło z mężem wyjechała do tej Pery. Śladu, popiołu po nich nie zostało. <br>Domek, przed którym Gabi i Hubert otrzymali ten cios, stał w środku miasteczka, przy rynku. Mały sklepik z konfekcją damską i męską ozdabiał jego fronton pięknym szyldem, na którym można było podziwiać ekspresjonistyczne pończochy i rękawiczki o czterech palcach tudzież łudząco krągłe motki bawełny. <br>Poziom brukowanego krąglakami rynku opadał z lekka ku rzece, a spod krzywych domków, sponad bud drewnianych, bezecnie brudnych, zza wieży ubogiego