chwilę. Wstałem i ja, żeby rozkurczyć nogi. Uczyniwszy to poczułem się nieswojo sam w pokoju, z tą kartką na biurku, niezawodnie notatką dotyczącą mojej sprawy. Podszedłem więc do drzwi i wysunąłem się na korytarz. przemierzał go powolnym krokiem ojciec de Vos w towarzystwie drugiego księdza, dosyć wysokiego, który coś klarował przyciszonym głosem zasłuchanemu, lekko zgarbionemu de Vosowi. Myślałem, że znikną za rogiem. Ale doszedłszy do końca korytarza zawrócili. Kiedy się zbliżyli, zaproponowałem ojcu de Vos, że zaczekam na korytarzu, zwalniając )ego pokój dla rozmowy, którą właśnie prowadził. Odmówił.<br>- Skądże znowu. Niech się pan nie krępuje. Proszę bardzo. Otworzył drzwi. Wróciłem do