środku podwórza, zadarłszy łeb wtórowała szakalom zawodzącą nutą. Potem jakby przerażona tą martwą, ulatującą twarzą księżyca, w trosce o szczenięta drapała do drzwi. Uchyliły się pod naporem łap i fałszywym brzękiem zaczepiały o blaszane kolce.<br>Naszło go przemożne widzenie tego świata jako całości, kochał i urzędnika, wroga krów, który obok przycupnął, i sukę, co wdzierała się do uśpionej szopy, i starucha, choć zarzyna kurczęta, i te kurczęta, popiskujące przez sen w oczekiwaniu na swoją kolej. Kochał nawet głosy szakali, jakby ich skarga dobyta z głodnych trzewi była cząstką i jego błagań... Wszystkie poczynania człowiecze wydały mu się ogromnie cenne, choć wiedział