podniósł się, już skierował do wejścia na most, gdy<br>nagle ścierpła mu skóra. Ktoś wyraźnie zakaszlał. Raz, drugi.<br> Janek zastygł w bezruchu w gąszczu wikliny. Wytężył<br>wzrok. Po stronie słowackiej wchodziło na most dwóch<br>strażników w zielonych mundurach. Dech mu zaparło z wrażenia.<br>Ładne rzeczy, jeszcze chwila i by go przydybali.<br> Stanęli wsparci o barierę, palili papierosy. Upływały minuty,<br>a każda rozciągała mu się na godziny. Czy oni, u diabła,<br>długo tak mogą? Zżymał się w sobie, przemarznięty już z braku<br>ruchu.<br> Kiedy wyruszał na kurierski szlak po raz pierwszy, bardzo<br>się denerwował, a później cały czas dopisywało mu szczęście.<br>Teraz