A tutaj wyjście z budynku szpitala. Park. Brama. A za bramą...<br>- Gdzie?!<br>Drzwi wejściowe nie mają klamki. Szatniarz, który może uruchamiać elektromagnetyczny mechanizm otwierania drzwi, patrzy na mnie ze złością. Uśmiecham się przepraszająco.<br>- No, kurwa, gdzie?! Jazda z powrotem!<br>Uśmiech natychmiast znika mi z twarzy. Kipi we mnie wściekłość, ale przygryzam wargi. Posłusznie odstępuję od drzwi. Zresztą pewnie na dworze jest zimno, to przecież październik i w piżamie, gdyby nawet udało mi się wyjść, zmarzłbym natychmiast. Tymczasem szatniarz, krewki rencista, nie daje za wygraną. Krzyczy coraz głośniej:<br>- No już, cholero! Idziesz stąd czy nie, wariacie jeden?!<br>Coś we mnie pęka. Zresztą