końcu spektakl reżyserował, też nie wykazywał specjalnego zapału. Przypomniałam sobie o "Shirley", kiedy byłam w ciąży. Nie mogłam grać, pomyślałam więc, że przygotuję taką zabawkę dla własnej przyjemności. Bawiło mnie, że mogę się znaleźć jakby w innej skórze. Ale najzabawniejszy okazał się fakt, że to nie chciane przedstawienie do dziś przynosi mnie i widzom tyle wzruszeń, teatrowi widzów i pieniędzy, a krytykom okazji do konstatacji, że to moje szczytowe osiągnięcie... Nawet socjologowie kultury zainteresowali się fenomenem popularności "Shirley", nie mówiąc o psychiatrach, którzy zaczęli przysyłać na spektakl swoje grupy terapeutyczne.<br>- Ogromny sukces u publiczności podleczył chyba również rany, które zadali ci