marmurowego przyboru na biurko lub panie, wybierające koronki <br>i wstążki! Trzeba było widzieć, jak wówczas <br>panna Faliszewska, cała w słodkich uśmiechach, dygach <br>i pląsach, zrywała się z krzesełka, jak wbiegała <br>z żywością piętnastoletniej dziewczynki na drabinkę <br>i zbiegała z niej, znosząc coraz to nowe pudła i pudełka, <br>jak w tysiącach przypochlebnych słówek zapewniała, <br>że "szanownej pani we wszystkim jest ślicznie"... <br><br><br>Do sklepiku pani Rudzkiej zachodziłam bardzo rzadko, wtedy, kiedy <br>Frulein Anna "miała wychodne". Stosunki bowiem moje <br>z Katarzyną były bardzo luźne, a urzędowo powinny <br>były być jeszcze luźniejsze, ponieważ w kuchni <br>nie wolno mi było przesiadywać. Do sklepiku zaś schodziło <br>się