najbliższy posterunek Gestapo.<br>Oddaliśmy koło do kowala i powracamy wolno. Żołnierz tak się rozochocił, że zaprasza mnie na piwo. Wstępujemy do najbliższej piwiarni. Jest tak antyczna, iż nasuwa mi się myśl, że tutaj musiał przychodzić na piwo Barbarossa i wszyscy biskupi w przerwach Soboru. Jesteśmy jedynymi gośćmi; do naszego stolika przysiada się właściciel, drobniutki, jasny człowieczek z fajką, i dziewczyna, pewnie jego córka, kruczowłosa, o teatralnie szlachetnych rysach. Wdają się w rozmowę z żołnierzem zachowując wobec mnie życzliwą obojętność; człowieczek bez przerwy uśmiecha się do mnie. Nie mogę nic zrozumieć, bo mówią jakimś południowym dialektem, ale nietrudno domyślić mi się tematu