miał dla niej zawsze dużo serdecznej wyrozumiałości. Ale teraz, gdy leżała w łóżku z unieruchomioną nogą, dla doktora, nie tak młodego i nie tak już zdrowego, był to trud nad siły. Co by to było, gdyby syn Adam nie pomagał mu przy ciotce?... To ciągłe jej: Podaj mi, Rysiu, to, przysuń tamto... Przynieś mi rulon z antresoli... Schowaj szybko, bo ktoś idzie... A kto tam dzwonił do drzwi?... Czasami zwidywało jej się, że Stasza odwiedza ją i przynosi jakieś odezwy. Zrywała się wtedy z łóżka: Zaraz muszę roznieść je pod podane adresy, pozwólcie mi wstać - upierała się. To znów wyobrażała sobie