palach, bielały też kości na kołach. <br>- Prawdziwie! - zarechotał demeryt. - Widać, że prawo tu prawo znaczy, a sprawiedliwość sprawiedliwość. <br>- Gdzie sprawiedliwość?<br>- Tu, o.<br>- Ach. <br>- Stąd też - gadał dalej Szarlej - bierze się dostatek, jakże słusznie przez ciebie, Samsonie, zauważony. Zaiste, takie miejscowości godzi się odwiedzać w celach sensowniejszych niźli ten, co nam przyświeca. Dla przykładu, by oszwabić, wykiwać i w butlę nabić któregoś z dobrze sytuowanych mieszkańców tej dziedziny, co nie byłoby trudne, jako że dobrobyt masami wręcz rodzi kpów, frajerów, naiwniaków i durniów. A my jedziemy, aby... Eeech... Szkoda słów. <br>Reynevan nie skomentował ni jednym nawet słowem. Nie chciało mu się. Słuchał